Artykuły
< Wróć do listy artykułów
Strajki szkolne na Pomorzu
Celem systemu oświatowego państwa pruskiego było wychowanie obywatela na swoje zapotrzebowanie. Nie było miejsca na inny system wartości, inny patriotyzm. Skoro język polski usuwano z sądów, czy urzędów, a imiona z nazwiskami i nazwy miejscowości zniemczano, nie mogło być dla niego miejsca także w szkołach. Każdy nauczyciel był państwowym urzędnikiem. Polscy wychowawcy nie mogli więc należeć do polskich organizacji. Tych bardziej opornych przesiedlano w głąb kraju, aby nie mogli mieć wpływu na wychowanie młodych Polaków. Wspierający niemieckiego „ducha” na Pomorzu mogli z kolei liczyć na nagrody.
Od 1873 roku obowiązywał nakaz nauczania wszystkich przedmiotów w języku niemieckim. Polski tolerowano wyłącznie na lekcjach religii i śpiewu. Zmieniło się to w 1901 roku, co zapoczątkowało strajki szkolne w Wielkopolsce, na Śląsku, Kaszubach i Kociewiu. Kolejna fala protestów uczniów oraz ich rodziców przetoczyła się przez zabór pruski w latach 1906–1907. Na Pomorzu strajkowano we wszystkich powiatach. Przodowały powiaty kartuski i starogardzki. Najdłużej strajkowano w Somoninie, bo od października 1906 do czerwca 1907 roku. Strajki przebiegały w sposób podobny. Przed zajęciami z religii uczniowie wręczali nauczycielom pisma od rodziców, w języku polskim i niemieckim, z prośbą o nauczanie katechizmu w języku polskim i zakazem uczestniczenia w lekcjach po niemiecku. Następnie dzieci rozpoczynały lekcję pozdrowieniem „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” oraz odmówieniem modlitwy po polsku. Na zadawane po niemiecku pytania odpowiadały w języku rodzimym lub wymownie milczały, wzorując się tym samym na głośnym proteście we Wrześni. Zdarzało się niszczenie niemieckich podręczników, darcie na strzępy lub wrzucanie do stawów. Szacuje się, że w strajku uczestniczyło około 75 tys. uczniów z 800 szkół (spośród 1100 w całym zaborze pruskim). Jak napisał jeden z uczestników strajku we Wrześni: „My z Tobą Boże rozmawiać chcemy, lecz »Vater unser« nie rozumiemy i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać, boś Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz”.
Rodzice protestujących uczniów słali listy do biskupa chełmińskiego i papieża. Na list, który dotarł do Watykanu, odpowiedział ks. Adam Sapieha (1867–1951), późniejszy kardynał i metropolita krakowski, pełniący funkcję rzeczoznawcy do spraw Kościoła polskiego pod zaborem rosyjskim. Jak wspominał poseł do parlamentu niemieckiego Bernard Chrzanowski (1861–1944), odpowiedź przyszła w maju 1907 roku: „Pochwalając niezłomną wierność narodu polskiego dla Kościoła, zapewniając, że Ojciec św. nie zapomina o jego potrzebach, zalecało pismo »spokój i rozwagę, które do rozwiązania spraw najtrudniejszych tak bardzo się przyczyniają«”. Strajki, tak jak ten z Wrześni, poruszyły opinię publiczną. Wyrazem tego było wsparcie udzielone przez noblistę, Henryka Sienkiewicza, który opublikował w krakowskim „Czasie” list otwarty do cesarza Wilhelma II. Jak podkreślał pisarz, „straszne, głęboko niemoralne i nie dające się niczem usprawiedliwić są takie ustawy, na które odpowiedzią jest płacz tysiąców bezbronnych dzieci. Szkoła, a w niej nauczyciel w Królestwie Pruskiem nie jest przewodnikiem, który dziecko polskie oświeca i prowadzi do Boga, ale jakimś bezlitosnym ogrodnikiem, którego urzędowym obowiązkiem jest zdrową polską latorośl przemocą przerobić choćby na krzywą i skarlałą płonkę niemiecką. I oto z każdym rokiem więcej w tych szkołach łez, więcej świstu rózeg, więcej męczeństwa”. O strajkach informowała też prasa. O proteście w Starej Kiszewie pisano w „Gazecie Toruńskiej”: „Jest bowiem pomiędzy naszymi gospodarzami duch silny i wytrwały, który ani gróźb, ni kar się nie lęka, przeciwnie – odwołują się do sądu względem rozstrzygnięcia tych spraw, mimo, że wiedzą, iż się na większe koszta narażają. Lecz hasłem tych walecznych: »Za wiarę i prawa swoje!«”.
Prusacy byli nieugięci. Uczniów karano dodatkową pracą, a nawet karami cielesnymi. Mimo że przymus szkolny obejmował dzieci w wieku do 14 lat, to wydłużano go, wiedząc, że skomplikuje to sytuację w rodzinach, ponieważ uczące się dzieci nie mogły pójść do pracy, aby poprawić byt rodziny. Strajkujących uczniów nie przyjmowano do gimnazjów, usuwając ze szkół także i tę młodzież, której rodzeństwo protestowało. Surowo karano też rodziców – grzywnami, wyrzucaniem z pracy na państwowych posadach, usuwaniem ojców piastujących funkcje społeczne. U niepłacących grzywien karę egzekwował komornik.
Strajk nie spowodował reformy systemu nauczania pod zaborami. Wiele pomorskich rodzin w efekcie protestów ucierpiało finansowo. Z drugiej jednak strony, protesty w obronie rodzimego języka były kolejnym doświadczeniem polskich patriotów. Strajkująca młodzież w okresie odzyskiwania niepodległości wchodziła w dorosłość ze świadomością znaczenia wydarzeń z lat 1918–1920. Wcześniejsi uczniowie, teraz już z bronią w ręku, walczyli w Powstaniu Wielkopolskim i wojnie polsko-bolszewickiej, broniąc w sierpniu 1920 roku Warszawy i całego kraju przed radziecką nawałą.